Ocena użytkowników: / 18
SłabyŚwietny 

fot Łukasz W.

Znowu nas poniosło gdzieś w świat, może chcecie usłyszeć o małej przygodzie na krańcach starego kontynentu w wesołym zespole to zapraszam do lektury :)

Wiatr to potężny żywioł i zawsze gdzieś nam towarzyszy gdzieś pcha nie dając usiedzieć w miejscu. Mały huragan wtargnął w głowy i wynurzył z jej dalekich zakamarków pewien pomysł. Teraz prowadzeni jego podmuchem jedziemy ku nieznanej przyszłości, ku nowej przygodzie !!!

 

 

 

Z Polski wyjeżdżamy około północy, czeka nas cała noc jazdy chcemy być na miejscu ok południa następnego dnia. Na początek trochę betonu, czyli Linia Maginota - Hackenberg :)

2

Myślę, że tego obiektu nie trzeba przedstawiać. Po dotarciu na miejscu okazuje się ze najbliższe wejście z przewodnikiem jest o 14.00 (przewodnik po angielski, niemiecku, francuski) czyli mamy trochę czasu na mała drzemkę. Pogoda ładna, słoneczko świeci bierzemy karimaty i kima w cieniu przy jakiś ławkach. Niestety długo nie pospaliśmy niemiecka wycieczka nas budzi i się śmieje ?frei zimmer? :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wjazd 10 euro, a w środku czekają na zwiedzających same atrakcje m.in. przejażdżka podziemną kolejką (ok 3km) czy wjazd oryginalną, czynną windą!\

 

 

 

34

Dziś w planach jeszcze Viaduc des Fades w okolicy Les Ancizes-Comps. To imponujący most kolejowy nad doliną rzeki Sioule, jego oficjalna długość wynosi 470,25 m, a wysokość 132,50 m.

W momencie wybudowania był to najwyższa konstrukcja tego typu na świecie, obecnie jest najwyższy we Francji i 14 na świecie! Ze względu na mały ruch kolejowy na trasie (z miejscowości Volvic do Lapeyrouse), oraz brak odpowiedniej konserwacji w 2007 roku wiadukt został całkowicie zamknięty. Most i o kolica robią niesamowite wrażenie, ale by się z niego leciało :)

44

5

Niestety pomimo naszych chęci (i lekko stopującej nas sporej kary w tysiącach euro) nie da się na niego wejść i możemy go podziwiać tylko z daleka :(

Po drodze we Francji chcemy się wykąpać na jakiejś stacji, ale jest to niemożliwe! Jak informują nas pracownicy na jednym z przystanków jest za zimno dla nich (przypominam jest początek sierpnia!!!) dlatego prysznice zamknięte.... :D Dochodzimy jeszcze do jednego wniosku ? Francja jest przepiękna! Te wioseczki jakie mijamy po drodze robią na nas piorunujące wrażenie. Zakochałam się i to od pierwszego wejrzenia! Te budynki, kwiaty w oknach, ogrody ten klimat! tego nie da się opisać to trzeba zobaczyć :)))

Oradur-sur-Galance - nazwa znana, już nie raz przewijała się przez forum bunkrowca. Dla przypomnienia, 10 czerwca 1944 r. oddział niemieckich wojsk Waffen-SS wymordował niemal całą ludność miasteczka, w odwecie za zabicie przez francuski ruch oporu oficera SS. Jak się później okazało, przez pomyłkę ukarano nie tą miejscowość ? Oradour-sur-Vayres.

23

sd

Miasto zajmuje spory obszar który jest ogrodzony, wejście bezpłatne. Tłumy zwiedzających, każdy przygląda się pozostałym ruiną, w większości z nim widać zardzewiałe stare przedmioty głównie auta i maszyny do szycia.


Właściwie co drugim domu jest maszyna do szycia, co to miasto krawców? Właściwie nie wiem czego się spodziewaliśmy, że jakoś ciekawiej to zostanie zaprezentowane? Będzie to inaczej wyglądać? Nie wiem, w każdym razie ok 1 h poświęciliśmy na zwiedzanie odhaczone na liście można jechać dalej. Jak macie nadrabiać kilometry, żeby specjalnie zobaczyć Oradour nie polecam, ale jak będziecie w okolicy to tam zaglądnijcie.

Na początku wyjazdu załapaliśmy małe opóźnienie dlatego decydujemy się na nadrobienie dość sporego odcinka trasy następny przystanek dopiero w....

Ludzie mówią, że nie ma miłości od pierwszego wejrzenia ? jest! Powiem więcej można zakochać się nawet dwa razy! Obydwie z Martą jesteśmy zachwycone Portugalią! Chłopaki też tylko mniej to okazują :P Znajdujemy camp niedaleko oceanu, ok 5min z buta (parque de campismo marisol ? warunki super, ciepła woda, internet, prąd, nie drogo ? polecam) ogarniamy się i w miasto!

 

 

sdad

Porto to drugie, obok Lizbony, ważne miasto Portugalii. Najstarsza część miasta została w roku 1996 wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, ale trzeba się najpierw tam dostać. Korzystamy z lokalnej linii MZK(nr 906, bilet 1,85 euro), żeby dojechać do tej ciekawszej części miasta. Hmm... nie raz jeździłam autobusem, ale tą przejażdżka zapamiętam do końca życia!

 

Wąskimi często jednokierunkowymi uliczkami nasz prowadzący gnał ile się dało niczym kierowca bolida, czasami tylko zwalniał i nic w tym dziwnego by nie było gdyby nie fakt ze jechał dosłownie na zapałkę, czasami tylko milimetry dzieliły go od ściany!!!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pogoda dopisuje, spacer spokojnymi uliczkami Porto oglądamy każdy centymetr miasta! Nawet w tak odległym mieście okazuje się że Łukasz ma ?znajomych? którzy bardzo chętnie dodatkowo umilą jego pobyt :D Po drodze przechodzimy przez most z którego dzieciaki skaczą do wody, Maramatu też wyraża zainteresowanie tym sportem :) Przeżywamy mały szok w jednym ze sklepów gdzie znajdujemy kilka polskich produktów np. majonez :)

 

 

sdsQuinta di Regaleira, Sintra to nasz kolejny cel! Słynie ona z wielobarwnej i pełnej ozdób rezydencji portugalskich królów - Peny, drugi wart odwiedzenia zamek znajduje się tuż obok... pod ziemią!

Właściciel Quinta da Regaleira był członkiem tajnych bractw. Przy pałacu kazał sobie zbudować podziemne miasto, można tu znaleźć np. Studnię Wtajemniczeń. Na samym dole znajdują się mroczne korytarzyki wiodące do kolejnych tajemniczych miejsc. Do podziemnego labiryntu można również trafić z innych tajnych wejść, które są schowane w parku - pod fontannami czy wodospadami.

Rezydencja oraz park (przepiękny!!!) są wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wejście tylko 6 euro, nie ma limitu czasu ani przewodnika, można spacerować do woli po parku i jego podziemiach :) Gorąco polecam to miejsce jak będziecie w Portugalii :)

 

 

 

 

Po zwiedzaniu idziemy się przejść po mieście i gdzieś w bocznej uliczce znajdujemy ciekawą knajpkę ze swojskim jedzenie i winem u Big Mamy, pycha! :)

Ostatnio ciągle gdzieś pędziliśmy dziś za to chwila wytchnienia czyli leżing, smażing, plażing!!! Praia da Marinha jest idealnym do tego miejscem :)

 

asdadsadad

 

Gibraltar, tylko to jedno mamy w głowach! Już niedługo, coraz bliżej, tylko 100km! No to my mu w gaz... a on zgasł! Auto odmówiło współpracy! Jakoś udało nam się w połowie zepchnąć w połowie zjechać z autostrady na stacje benzynową. Dostajemy tam namiary na lokalnego mechanika spokojnie jedziemy pomału spokojnie żeby tylko dojechać, sukces! Teraz tylko może być dobrze... dupa mechanik mówi ze poszła nam pompa paliwa, patrzy na zegarek to na nas to na zegarek i tak przez krótka chwile. Okazuje się, że nie mają takiej i nie mogą pomoc, poza tym jest lato pracują do 16, a już było po 15 jak przyjechaliśmy. Podaje nam namiary na stacje z glp i zaczynamy się modlić żeby na gazie auto pojechało. Jest stacja, jest gaz SUKCES!!! Jak bardzo człowiek może się mylić?!?! Wiecie co w Hiszpanii musi być spełnione kilka warunków naraz żeby zatankować gaz o czym stopniowo przekonywaliśmy się podczas naszej drogi:

1. musi być stacja (a raczej trzeba ja czasami znaleźć co też jest wyczynem!)

2. musi być czynna (serio, żadnej sjesty czy weekendu)

3. musi być sprawny dystrybutor (ja na prawdę nie żartuje)

4. musi być gaz (nadal jestem poważna)

5. musi być dobra końców (lego się przy tym chowa!)

 

Niby nic ale jak któregoś z w/w nie ma to zaczynają się schody... w każdym razie na tej stacji jest wszystko na 5, chłopaki poskładali jakoś to lego i ufff auto działa jedziemy uratowani!! A tu kolejny bonus ledwo ze stacji wyjechaliśmy na pierwsze rondo a tu dziwny dźwięk... super no to mamy kapcia :( ufff coś się przylepiło do opony i taki dźwięk wydaje, uratowani jedziemy dalej :)

Wieczorem logujemy się na jakimś campie ok 10 km od Gibraltaru. Pierwsze wrażenie ? Syf wszędzie pełno śmieci nawet w centrum trochę mniej ale mimo wszystko brudno tutaj.

sad

Tak, tak to już dziś! To jest główna cel naszej podróży GIBRALTAR !!! Zostawiamy auto i idziemy z buta do granicy. Kontrola graniczna, bramki, kamery, wszyscy się gdzieś śpieszą, a my spokojnie pomału chłoniemy każdy kawałek krajobrazu.

 

saed

Na początek niezłe wrażenie robi droga która przecina pas startowy lotniska. Kierunek kolejka, chcemy dostać się na samą góra na skałę! W zasadzie znowu czuje się jakbym mieszkałam w UK, wszystko wygląda tak samo poza jednym szczegółem tutaj nie ma ruchu lewostronnego :) Miejsce to miało zawsze ogromne znaczenie strategiczne, dlatego spacerując ulicami co jakiś czas natykamy się na fortyfikacje.

Na górze widoki zapierają dech w piersiach! Większość Skały Gibraltarskiej zajmuje rezerwat przyrody w którym żyją na wolności jako jedyne w Europie małpy.

W Skale znajdują się liczne naturalne jaskinie, jak i sztuczne tunele i komory.

 

Niesamowite wrażenie robi jedna z nich przekształcona na salę koncertową. Sztuczne tunele i komory służyły jako schrony i stanowiska ogniowe dla artylerii, broniącej Gibraltaru.

W jednym nich znajdujemy pomieszczenie łączności, gdzie według tablicy informacyjnej były nadawane ostatnie komunikaty do samolotu którym leciał gen. Sikorski.

Później zaglądamy też na Europa Point gdzie znajduje się pomnik generała Władysława Sikorskiego.

Sister

 

Po Gibraltarze!

Uradowani i szczęśliwi że nasz główny cel wyprawy został osiągnięty mogliśmy rozpocząć dalszą podróż do kolejnego celu. Zaraz po porannym otwarciu recepcji wyruszyliśmy w stronę Murcji wytyczając szlak jakże by inaczej- poprzez wcześniej ustalone stację LPG.

W odróżnieniu od poprzedniego noclegu ten miał być inny- przy opuszczonej kopalni. Szykując się wcześniej do wyprawy ustaliliśmy lokalizację miejscówki, gdzie teoretycznie można było się wyspać w opuszczonych budynkach przy niezbyt uczęszczanej drodze. Nasze przypuszczenia okazały się trafne i bez trudu znaleźliśmy dobre miejsce do rozbicia namiotu wśród opuszczonych zabudowań kopalnianych. Nie dane nam jednak było zwiedzać wieczorem okolice, ponieważ pojawili się myśliwi, więc nie ruszaliśmy się z miejscówki aż do rana.

Noc minęła spokojnie, a rano możliwy był tylko szybki rekonesans najbliższej okolicy i trzeba było dalej ruszać w drogę.

Mając świadomość, że następnym celem, położonym niedaleko jest aquapark  Aqualandia to prysznic na tym noclegu nie był naszym priorytetem. Wszak wody powinno być tam pod dostatkiem! I tak też było. Po kilku godzinach pluskania się w lekko słonej wodzie, testując większość atrakcji trzeba było jechać dalej na północ. Mając jeszcze trochę dnia w zanadrzu musieliśmy podjechać jak najbliżej Barcelony, jak tylko się da, po to by z rana udać się do sztandarowego punktu każdej wycieczki w tym mieście czyli słynnej katedry. Dojazd nam zajął trochę czasu i pod katedrą byliśmy po 14, a więc największe słońce i sjesta, ale tu miłe zaskoczenie: W czasie sjesty pomiędzy 14 a 16 parkowanie w strefie jest za darmo! Ucieszeni tym faktem zostawiliśmy auto dwie ulice dalej i mogliśmy obejść Sagrade Familie, coś zjeść i wrócić do Auta.

Potem jeszcze kolumna Kolumba, port i w drogę do dalej- Przez Andore do Carcasone. W Andorze nie mogło zabraknąć postoju na zdjęcia i kupno magnesików itp, ale gdyby nie granica to można by nie wiedzieć, że się  jest w jakimś księstwie.

We Francji skończył się problem z końcówkami do LPG a same stacje są bardziej dostępne. URATOWANI ! ? pomyśleliśmy wtedy. W Carcassone, które było kolejnym naszym miejscem zwiedzania wstęp do starego miasta był darmowy, a parkując 100 metrów dalej niż parking dla turystów zaoszczędziliśmy kolejne Euro. Po tym niewątpliwie urokliwym miasteczku ruszyliśmy w dalszą drogę ? na górę Chaberton Na jej szczycie znajduje się wybudowany przez Włochów najwyżej położony fort górski w Europie ? wysokość 3131m n.p.m. Obecnie częściowo rozebrany.

Do przejechania był zatem spory odcinek Francji. Wiedzieliśmy że zanim zdobędziemy szczyt do przejścia będzie spory kawałek, więc podejście należy zacząć skoro świt. Ulokowaliśmy się więc na dziko, według GPS?a kilkanaście kilometrów od podejścia na górę. Pobudka skoro świt, dojazd samochodem jak najwyżej się da i dalej pod górkę już tylko na piechotę. Elektronika pokazywała przewyższenie 1400m, a do przejścia jakieś 10 km. Około 9:00 rozpoczęliśmy podejście pod górę. Niestety górskie szlaki po stronie włoskiej są oznakowane w beznadziejny sposób i przez to dwa razy zgubiliśmy drogę, a będąc jakieś 500m przed szczytem pogoda się załamała, zaczęło padać i musieliśmy wracać. Góra pozostała niezdobyta przez nas. Wieczorem mając przebyte na piechotę  według wskazań krokomierza 25km ulokowaliśmy się na kampingu po włoskiej stronie.

 

Mając nieco pesymistyczne nastroje, następnego dnia ruszyliśmy w stronę Val d?Isere na górskie ferraty. Po zaznajomieniu się z okolicą i rozeznaniu pogody zdecydowaliśmy się że następnego dnia rano ruszymy na nie. Byliśmy bowiem przemoczeni, a cały czas padało. Dobrze że na kampingu można było wysuszyć rzeczy pod dachem. Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. Ferrata Val d?Isere ponoć jedna z najtrudniejszych w Europie pokonaliśmy w niecałe 2 godziny. Zaczęło padać dopiero jak zeszliśmy do samochodu, ale mgła i chmury spowodowały że nie było nam dane podziwiać panoram i widoków z góry. Trasa mimo wszystko nadaje się dla osób bardziej obeznanych z technikami linowymi i z wysokością.

Wiedząc, że pogoda w pobliskim Chamonix jest podobna jak ta, która towarzyszyła nam od paru dni, stwierdziliśmy że nie ma sensu tam jechać gdyż Mont Blanca i tak nie zobaczymy. Dlatego zdecydowaliśmy się na powrót do Domu. Droga powrotna przebiegała już bez żadnych większych przygód i w niedzielę 16.08. po południu byliśmy wszyscy w domach.

 

Łukasz W.