8 marzec. Piątek niby dzień jak co dzień, a jednak nie bo dziś wypada Dzień Kobiet. Z tej okazji jak normalny biały człowiek przydało by się pójść gdzieś do baru na małe co nieco, ale zaraz zaraz od kiedy my jesteśmy normalni:?!? To chyba nie ta bajka...
Jest PLAN. Jak zwykle trochę dziwny, nieco szalony, ze szczyptą adrenaliny. W poszukiwaniu przygody udamy się ponownie w ciemność ? kierunek Czechy.
Piątek. Czekamy na Matiego, potem małe przepakowanie i w drogę. Nie wszyscy zdążyli jeszcze zrobić zakupy, więc szybki nalot na sklep i od tej pory w "balangowozie" panuje wesoła atmosfera z małym karaoke. Teraz w pełnej gotowości startujemy, kierunek - Czechy, a dokładnie Litoměřice. Droga mija nam szybko dlatego, że popisom wokalnym nie ma końca. Wszystkie 3 rzędy siedzeń chcą się wykazać. Głos mają wszyscy, ale słuch to już nie koniecznie... Na szczęście sąsiedzi nie narzekaj (ciekawe czemu ?!?:D). Zdecydowanie hitem tego wyjazdu zostało ?One Way Ticket?. Dojeżdżamy w nocy. Na parkingu pod tamtejszym Lidlem wita nas dwójka znajomych przystojniaków ze Szczecina. Mimo późnej pory mówią, że mieli już styczność z tutejszymi przedstawicielami władz jak próbowali ?szukać grzybów? w lesie. Po krótkiej naradzie nastąpił szybki desant z wozów.
Chciało by się powiedzieć ?szybko i bez problemu udało nam się dość do celu? ale niestety w tym wypadku nie odbyło się bez komplikacji. Na szczęście bez udziału władz. Samo podejście do celu okazało się niezłym wyzwaniem, cała droga zalana w błocie, a ponoć wcześniej można było tam podjechać autem (dobry żart!). Nas to nie przeraża i brniemy po jakiś krzaczorach omijając bagienko z całym dobytkiem na plecach tam gdzie ciemniej, zimniej... Dochodzimy do dziury. Za nią w środku jeszcze więcej wody. Spokojnie, nic nowego, damy rade! A przynajmniej niektórzy. Kilka kroków od wejścia i już kilka osób doznało orzeźwiających kąpieli. Biker rycersko chciał pomóc damie w opałach i zanieść ją na suchy ląd, ale efekt był odwrotny - obydwoje się skąpali. Jak już wszyscy doszli/dopłynęli na suche miejsce ruszamy przed siebie.
Zagłębimy się w labirynt korytarzy tego miejsca, czyli celu naszej podróży ? Kompleks Richard, który znajduje się na terenie kopalni wapienia. Początkowo droga jest prosta, ale już po paru krokach okazuje się, że nie jest tak łatwo. Zaczyna się przeciskanie, chodzenie na nierównej powierzchni, wspinanie po skałach, czyli to co tygryski lubią najbardziej. Dziś jest już późno, każdy jest zmęczony, dlatego spokojnie szukamy tylko miejsca na nocleg co też nie okazuje się takie łatwe. Nikt w końcu nie chce robić za księżniczkę na ziarenku grochu, a może raczej skały? Udaje nam się zlokalizować trochę płaskiego terenu aby wygodnie położyć się spać. Hm... prawie jak w hotelu - cicho, przytulnie i jeszcze wcześniej zapewnili kąpiel. Co prawda nie gorąca, ale to już szczegół.
Sobota. Plan dnia jest prosty i można go ująć w dwóch słowach - zwiedzać kopalnie. Zanim jednak to nastąpiło widzimy światełko w tunelu, a nawet dwa. Nie tylko my dziś byliśmy na tym obiekcie. Dwie pierwsze napotkane osoby,zaprowadziły nas do pozostałych towarzyszy. Na miejscu okazało się, że Czesi kopali przejście do niedostępnych od wojny wyrobisk. Chłopaki mieli również odpowiednik mojego Kody (trzeba było go zabrać). Ich czteronożna przyjaciółka wcale się nas nie bała i od razu chętnie podchodziła żeby ją pogłaskać. Wesoła gromadka wymieniła się informacjami po czym ruszyliśmy na zwiedzanie. Nasi nowi znajomi odetchnęli z wielką ulgą ?po problemie?. Gdyby nie mapy i Krzyś to pewnie już dawno byśmy pobłądzili w tej plątaninie korytarzy! W prawo, lewo, znowu w prawo, teraz prosto, tutaj trzeba się przecisnąć, tam postój na ?słitaśna focie? Bikera. Tak kawałek po kawałku odkrywaliśmy kolejne kilometry korytarzy Richarda (długość chodników wynosi od 30 do blisko 50 km). Podczas chodzenia omijamy obszar z kamerami, jednak natrafiamy na inny teren zamknięty szczelnie za zielonymi drzwiami. W tej niedostępnej części obiektu składowane są odpady radioaktywne, np. rentgen czy klisze. Po drodze trafiliśmy jeszcze na inne grupy turystów których przyciągnął klimat tego obiektu. Chłopaki twierdzą, że to miejsce nie jest aż takie straszne, ponieważ są inne bardziej hardcorowe a tutaj to taki spacer po plaży. Może i mają racje, ale Richard i tak moim zdaniem robi wrażenie i warto tam zaglądnąć.
Niedziela. Pobudka z samego rana, bo dziś w planie są jeszcze dwa ciekawe punkty do zobaczenia. Pierwszy z nich znajduje się całkiem niedaleko. To Terezín. Jest to miasto z potężną twierdza otoczoną masywnymi wałami. Terezin powstał w XVIII wieku, został zaprojektowano jako ufortyfikowane miasto. Wchodząc do środka widzimy nieduże miasteczko. Swoją role odegrało też podczas II wojny światowej. Mury tego miejsca mogły by opowiedzieć nie jedną smutna historie słynnego getta. Pomimo początkowej złej widoczności decydujemy się na obejście jej na około. Twierdza jest ogromna i widać też, że ciągle w różnych miejscach jest remontowana. Mimo to nam bez większych problemów udaje się po małym spacerze ją oglądnąć.
Następnym punktem do którego chcemy dziś zajrzeć jest Twierdza Königstein. Parkujemy auta i ruszamy tym razem nie na sam dól lecz wysoko w górę na płaskowyż na którym na wysokości 247 metrów znajduje się obiekt. Pogoda się poprawiła, słońce wyszło, spacer na samą górę to przyjemność, a z każdym krokiem coraz lepsze widoku. Pod twierdzą leżało pełno śniegu więc nie obyło się bez małej ?wojny?. Małe głosowanie: wchodzimy do środka czy nie? (tutaj niestety już płatny wstęp). Wszyscy są na tak, więc przedstawiciel idzie po bilety. My w tym czasie dorwaliśmy ulotki, niektóre nawet w naszym języku. Shinji wraca zadowolony, ale na pytanie ?Gdzie są bilety ?? okazuje się, że zapomniał zabrać... One Way Ticket ta piosnek to rzeczywiście hit wyjazdu. Wchodzimy, a właściwie wjeżdżamy winda (wcześniej za okazanie oczywiście biletów) do obiektu. Te widoki w porównaniu z tymi z dołu są niesamowite! Kierujemy się po kolej do dostępnych budynków min. skarbiec czy budynek studzienny wraz ze studnią o głębokości 152,5m.
Na koniec spacer wzdłuż murów twierdzy z której przepiękna panorama zapiera dech w piersiach.
Udało nam się zobaczyć to co planowaliśmy, a teraz czas wracać do domu. Nasz powrót? Hasło przewodnie ?dawaj na pompę?. Aż mi szkoda było w kierowcy... ale na szczęście w wesołej atmosferze i bezpiecznie każdy z Nas dotarł do domu.
sister
foto: sister & Biker