Ocena użytkowników: / 1
SłabyŚwietny 
W czasie wojny pracowałem w majątku należącym do właściciela - Paula Szkiela w Niemczech, na terenach, które później zostały włączone do Polski.
Praca z końmi nie wychodziła mi zbyt dobrze, przez co ekonom był bardzo niezadowolony. Właściciel Paul Szkiel miał obowiązek dwa razy w tygodniu wysyłać "podwode”, czyli konny wóz - platformę do Staropola (Sztarpel). W Staropolu znajdowały się głównie magazyny wojskowe, woziłem z nich różnego rodzaju skrzynie i pakunki, lampy "karlistówki”, małe "dynamówki” z silniczkiem, napędzane na benzynę, a także piach, żwir, wapno. Początkowo byłem robotnikiem zajmującym się pracą w polu. Gdy Niemcy pracujący w polu z pomocą koni zostali pobrani do wojska, zostałem przydzielony do ich obowiązków.

W dzień wkroczenia wojsk radzieckich wszystkie bunkry obsadzone były tylko przez trzech lub czterech posuniętych już w latach żołnierzy i żaden nich nie opuścił schronienia ani razu. Na platformie, którą jeździłem miałem trzech niemieckich żołnierzy którzy ładowali i rozładowywali wóz według planu, jeżdżąc od bunkra do bunkra. Na tym poligonie nie stoczono żadnej walki. Bunkry te miało obsadzić wojsko węgierskie, którego dwa transporty stały na stacji na bocznym torze obok magazynu.

Żołnierze węgierscy odmówili opuszczenia wagonów, byłem świadkiem ich buntu i zamieszek. Załadowanym wozem wjechaliśmy, wraz z trzema niemieckimi wojakami, do Buszyn, Sztarpel i Piske, tam zatrzymali nas żołnierze mówiący po rosyjsku, w mundurach podobnych do niemieckich, ich lewe ramiona zdobiły czarne i czerwone odznaki w kształcie elipsy. Połowa ładunku została na wozie. Po krótkim postoju zauważyłem, jak budują zaporę na drodze Międzyrzecz - Sulęcin.

Niemieccy żołnierze uciekli zostawiając mnie samego. "Co ja, biedny, mam teraz robić?” - zastanawiałem się. Pojechałem z powrotem z ładunkiem przez Wysoką do pierwszego bunkra przy drodze, Wysoka - Kłodawa nie przyjęła ładunku. Nagle w chmurach ukazał się samolot zwany "Kołchoźnikiem”, oddał parę strzałów, wykonał kilka okrążeń i odleciał. Stanąłem skonsternowany i nie wiedziałem co mam robić dalej. W oddali zauważyłem czołg niewielkich rozmiarów.

Zdenerwowany odpiąłem boki i tył platformy i na przełaj pomknąłem do Borszyna. W czasie szalonej jazdy zgubiłem resztę ładunku, wróciłem z pustym wozem. Podwórze majątku było pełne niemieckich uciekinierów z Polski. Z dala dobiegały odgłosy strasznej kanonady pocisków. Była to jedyna bitwa na tym obszarze. Poległy setki Rosjan. Wieczorem przez Zażyn przejechała kawalkada czołgów i tak skończył się dzień.

Gorzowianin