Ocena użytkowników: / 2
SłabyŚwietny 
Schron pan ma? - Dwa. Jeden przy domu, drugi na polu - Grzegorz Pura z Minczewa koło Drohiczyna pokazuje szarą bryłę daleko za płotem.Ten stojący kilka metrów od domu pomalowany jest w czołgi, statki. Nad drzwiami wiją się jęzory ognia z farby. Na dachu bunkra Purowie zorganizowali elegancką altankę, zadaszoną, z grillem.
- A co, miał tak bezużytecznie stać? - Pura wzrusza ramionami. - We wsi co drugi ma swój bunkier. W Minczewie naliczył w sumie osiem posowieckich schronów. Nie bardzo wie, do kogo należą. Chyba do wojska, bo po wojnie żołnierze zamurowali wejście. Ale ludzie oczywiście zaraz je "rozbroili” i zaczęli myszkować. Nikt się tymi wojennymi budowlami od lat nie interesuje. Czasami jacyś pasjonaci militariów pytają, czy mogą sobie w środku połazić.
- Bunkry to własność prywatna. Występują u nas jako nieużytki, więc nie pobieramy za to podatku - informuje Teresa Malinowska, sekretarz Urzędu Miasta w Drohiczynie. - Do końca lat 80. stanowiły mienie wojskowe. Nie można było tam nic ruszać. A teraz chyba można wystąpić do starostwa o pozwolenie na rozbiórkę.


     Schron świat przesłania

Na tzw. Linii Mołotowa, na odcinku wzdłuż Bugu, od Niemirowa do Wierzchudy Nagórnej, Sowieci zostawili w spadku ponad 100 bunkrów, zwanych przez miejscowych "toczkami”. Niektóre stoją tuż przy domach.

Zoji Żynel z Wólki Zamkowej "toczka” cały świat zasłania. Z sąsiadką z naprzeciwka nie może pogadać, bo przed oknem stoi to dziadostwo.

- Niech kto go kupi - żartuje. Kilku kupców już oglądało nieruchomość, ale nie da się tego przecież przenieść ani rozebrać. Przy cmentarzu w Drohiczynie chcieli jeden z tych bunkrów wysadzić w powietrze. Huku było sporo, ale schron tylko zadrżał, i nic. Co cwańsi wpadli na pomysł, że się na "ruskich schronach” dorobią, bo w środku, w betonie, tyle jest drutów i żelastwa, że jakby to sprzedać w punkcie skupu złomu, to można kilka miesięcy dobrze za to pożyć.

- Ale dali spokój, kiedy w jednej wiosce młody chłopak chciał na własną rękę "toczkę” wysadzić i to o mało mu tych rąk nie pourywało - opowiadają ludzie.     

Tajemnica wojskowa

Między zabudowaniami w Wólce Zamkowej stoją dwa schrony, na polach jest więcej. Czasami tylko dzieci po nich biegają. Zofia Żynel trzyma w nim zagrabione liście. Na kartofle czy warzywa się nie nadaje. Latem w okienku na działo ustawia pelargonie.

- Żeby chociaż trochę tego diabła odczernić - mówi. Pamięta, jak sowieccy więźniowe z Mińska i z głębi Rosji budowali bunkier przed jej rodzinnym domem.

- Coś kopali, pytaliśmy, co to, odpowiadali: Tajemnica wojskowa. My, dzieciaki, przez wysoki płot leźliśmy do tych biednych więźniów. Dawali nam ukradkiem listy, żeby do rodziny wysłać. U nas na kwaterze mieszkali trzy sowieckie lejtnanty, doktory, bardzo grzeczne. Nic nie mówili, że całą wieś mają po niedzieli wywieźć na "białe niedźwiedzie”. W sobotę na ścianie szkoły wyświetlali nam film wojenny i wtedy, pamiętam, podjechał wojskowy w sowieckim mundurze i mówi do nas po rusku: Ładny film, ale jutro z rana będziecie mieli jeszcze ładniejszy. Przywieziemy wam. I rano patrzymy, Niemcy jak czołg suną drogą przez wieś. Lejtnant jeden spakował walizeczkę i wyszedł, a drugi w kalesonach wybiegł i tyleśmy go wiedzieli. Nic te bunkry ruskim nie pomogły. Nie zdążyli ich nawet uzbroić. Zasłonili je tylko sośniną. Niemcy kazali spalić. Ale wioskowe zaczęli zawodzić, że cała wieś pójdzie z dymem. Zabrali Niemców do jednego domu, nasmażyli im jajków, dali wódki, a reszta w pięć minut zdjęła te sośniny i drzewa do czystego muru, jednego patyczka nie zostawili. Niemcy machnęli ręką, wsiedli w samochód i pojechali. Potem, w ‘44, jak Sowieci gnali hitlerowców z powrotem, to razem z Niemcami w tych schronach się chowaliśmy. Spadł pocisk, to tylko rysę zrobił, jak kura pazurem, a w środku nawet nic nie było słychać.


   Linia Mołotowa

Wybuch wojny sowiecko-niemieckiej uratował ludzi z poddrohiczyńskich wsi przed wywózką. ZSRR zaczęło budować linie umocnień po zajęciu wschodnich terenów Polski w 1939 roku, w obawie przed III Rzeszą. Mieszkańcy z nadbużańskich wiosek opowiadają, że bunkry miały być bardzo nowoczesne, połączone podziemnymi korytarzami.

- Nasz Ruscy zamaskowali, że to niby stodoła - opowiada Pura. - Osłonięty był drzewami, dobudowali mu spadzisty dach. W środku jest studnia głębinowa i komin. A na koniec schrony miały być oblane gumą, żeby się pociski od nich odbijały.

- Sowieci w przeddzień uderzenia niemieckiego wyświetlali po wsiach filmy o wojnie fińskiej, w których swoje niepowodzenia tłumaczyli tym, że Finowie mieli umocnienia gumą oblane. Choć powody klęski były oczywiście inne - wyjaśnia dr Tomasz Wesołowsk, historyk z Uniwersytetu w Białymstoku, znawca tematu. - Ale rzeczywiście schrony na Linii Mołotowa miały być nowocześniejsze, a przede wszystkim gigantyczne. Na granicy z Rzeszą ZSRRchciał wybudować około ośmiu tysięcy schronów, a czasu miał niewiele. I nie zdążył tego zrobić do chwili ataku Niemiec, do czerwca 1941 roku. Sowieci zbudowali od Bałtyku (Pałangi) po Karpaty tylko 1900 schronów. Były miejsca w których umocnienia odegrały jakąś rolę. W okolicach Drohiczyna, na odcinku 62. Brzeskiego Rejonu Umocnionego, gdzie walczył sowiecki 16. Batalion Karabinów Maszynowych, żołnierze radzieccy bronili się w tych schronach kilka dni. Nie miało to oczywiście znaczenia strategicznego, jedynie lokalne.


   Mogłabym taki mieć

Nikt nie ma pomysłu co z tymi bunkrami robić.

- Rozwalać to nie. Niechby dzieci wiedziały, jaka historia tu się przetaczała - mówi Elżbieta Przybyło, sołtys Wólki Królewskiej. - Mnie tam te schrony nie przeszkadzają. Mogłabym taki mieć...

Dr Wesołowski uważa, że umocnienia te, jak każda budowla wojenna, mają swoją wartość zabytkową i historyczną, choć nie jest to rzecz niezwykła, unikalna.

- Schrony są mocno zdewastowane. Niemcy wyciągali ze strzelnic pancerze, bo były z wysokogatunkowej stali - mówi. - Ale można by tam zrobić ścieżki dydaktyczne. Tym bardziej, że nad Bugiem da się to połączyć z turystyką. To ładna okolica i ciekawa ze względów historycznych. Schrony warto wpisać do rejestru zabytków, żeby nie niszczały, a raczej żeby nie było przypadków ich świadomego niszczenia.

- Ja ten schron darmo oddam - zachęca pani Zoja. - Wódki skrzynkę jeszcze dołożę...

 Urszula Dąbrowska

"Kurier Poranny"